środa, 1 czerwca 2011

Wotum zaufania lub nieufności dla firmy w sytuacji kryzysowej

Kiedy w fabryce wybucha pożar i nikt nie chce udzielić mediom informacji, dziennikarze szukają wyjaśnień w innych źródłach, na przykład pytają przypadkowych świadków.

Reporter po przyjeździe na miejsce wypadku lub katastrofy chce szybko ocenić sytuację i podjąć bardzo ważną decyzję: czy warto ufać rzecznikowi prasowemu czy nie. Trochę to przypomina sytuację w europejskich parlamentach, które głosują nad wotum zaufania lub nieufności dla premiera.

Jeśli nikt z firmy nie ma czasu na udzielenie informacji, dziennikarz z miejsca udziela jej "wotum nieufności".

Efekt jest okropny. Dziennikarze zastanawiają się czy wiesz co się dzieje - pytają czy sytuacja jest groźniejsza niż się wydaje. Pamiętam co myślałem kiedy obserwowałem jako reporter telewizyjny pożar w fabryce chemicznej: "Ci ludzie nie panują nad sytuacją. Będzie jeszcze gorzej. Zginie wiele osób."

Wotum nieufności

Reporterzy odcięci od aktualnych informacji czują się manipulowani i w ich relacjach może pojawić się sceptycyzm i uprzedzenie. W relacjach "na żywo" można usłyszeć sarkastyczne komentarze. Dodatkowo, reporter może nie oprzeć się pokusie ubarwienia relacji kilkoma złośliwościami.

Gdybym musiał czekać w nieskończoność na jakiekolwiek informacje, czułbym się coraz bardziej zdenerwowany. Wydawca krzyczał do słuchawki dlaczego niczego nie udało się ustalić i nikt z zakładu nie chciał nic powiedzieć. A ja przecież jestem w mediach najważniejszy. To właśnie w tym momencie skieruję kroki do sąsiadów zakładu z pytaniem co widzieli i co o tym sądzą. Będę pytał czy się boją i dlaczego.

Jak się domyślasz to właśnie wtedy moja kamera zarejestruje wypowiedzi: "Takie eksplozje zdarzają się często.", "Nikt nie wie co oni wypuszczają do powietrza.", "Boję się tutaj mieszkać i martwię się o zdrowie moich dzieci.", "Oczy mi łzawią i czuję dziwne drapanie w gardle." i moja ulubiona wypowiedź: "Gruchnęło tak, że wypadła mi sztuczna szczęka." (Tak ktoś powiedział do kamery.)

Nieufność do kwadratu

Poziom nieufności wzrasta jeszcze bardziej kiedy przed bramę zakładu wychodzi rosły ochroniarz z żądaniem wyłączenia kamer, mikrofonów i zakazem robienia zdjęć, nawet jeśli dziennikarze nie znajdują się na prywatnym terenie. Zawsze dbałem o to, żeby pokazać w wieczornych wiadomościach zdenerwowanego ochroniarza, gdyż jego słowa i gesty dobitnie świadczyły, że firma coś ukrywa.

Nieufność rośnie także kiedy rzecznik prasowy w końcu zdecyduje się zabrać głos – pytania są agresywne, sarkastyczne i ich jedyny cel to podważenie wiarygodności rzecznika.

Jako trener medialny rozumiem, że być może nikt z zakładu nie miał czasu dla mediów, gdyż wszyscy byli zajęci gaszeniem pożaru. Ale bądźmy szczerzy. Nic mnie to jako reportera nie obchodzi. Firma musi mieć rzecznika prasowego. To część obowiązków. Tak samo jak wymóg posiadania wysoko wykwalifikowanych ekip strażackich.

Wotum zaufania

Z drugiej strony, gdyby po przyjeździe na miejsce katastrofy, spotkał się ze mną niezwłocznie uczynny rzecznik prasowy i przedstawił podstawowe fakty, moje zaufanie do firmy wzrosłoby niebywale. Pomyślałbym: "Taki kłopot, a oni nad wszystkim panują." Może towarzyszyłoby temu trochę współczucia, pytania byłyby bardziej wyważone, ton mojego głosu w relacjach "na żywo" mniej ironiczny.

Dodatkowo, dzięki informacjom uzyskanym od rzecznika, nie pukałbym do tylu drzwi sąsiadów z pytaniami co widzieli, słyszeli i czego się boją.

Podsumowując – rzecznik prasowy musi pojawić się na miejscu wypadku lub katastrofy z gotowym, krótkim, jasnym oświadczeniem, jeszcze przed pierwszym dziennikarzem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kontakt

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *